Recenzja książki Uwikłanie Zygmunta Miłoszewskiego

Przyznam szczerze, że do niedawna nie miałam pojęcia, że ktoś taki, jak Zygmunt Miłoszewski i jego postać- prokurator Teodor Szacki- w ogóle istnieją. Jednakże ostatnio naprawiłam ten błąd i jestem świeżo po przeczytaniu trylogii o niezwykłych „przygodach” wspomnianego prokuratora. Jednakże swoje recenzowanie wypadałoby zacząć od pierwszej książki, czyż nie mylę się?

Tak też postanowiłam zrobić…

Chciałabym podkreślić, że mimo pierwszego zachwytu jednak czuję pewien niedosyt w stosunku do tej książki. Być może jest to spowodowane tym, że dawno temu oglądałam film, który okazał się adaptacją Uwikłania i być może to w pewien sposób zmieniło moje postrzeganie, odczucia. Z drugiej jednak strony, spodziewałam się po tej książce więcej…

Warto jednak zaznaczyć, że książka ma swoje dobre strony. Jak dla mnie cięte riposty Szackiego i swoiste przekomarzanki z Kuzniecowem to mistrzostwo świata. Przy niektórych wręcz śmiałam się w głos. Zresztą wszechobecna ironia w słowach i postawie Szackiego spowodowała, że postać ta od razu przypadła mi go gustu.

Poczuł się jeszcze bardziej zmęczony na myśl o tym całym czasie, który przelatywał mu przez palce. Stanie w korkach, tysiące pustych godzin w sądzie, bezsensowne dziury w pracy, kiedy mógł najwyżej układać pasjansa, czekanie na cos, czekanie na kogoś, czekanie na czekanie. Czekanie jako wymówka, żeby absolutnie nic nie robić. Czekanie jako najbardziej męcząca profesja świata.

Szacki to niezwykle inteligentny i elokwentny prokurator. Jednakże sprawa, z którą przyszło mu się zmierzyć wymaga od niego sporego wysiłku.

Nie lubił, kiedy wyśmiewano się z jego stroju. Bez względu na pogodę miał na sobie garnitur i krawat, bo był prokuratorem, a nie dostawcą delikatesów do warzywniaka.

Sprawa jest dość nietypowa, ciągle pojawiają się zaskakujące fakty, które rzucają nowe światło na sprawę. Niezwykłe powiązania między bohaterami powieści sprawiają, że jest ona jeszcze ciekawsza. Zresztą nie dziwi fakt, że czytelnik za każdym razem zadaje sobie pytanie o to, kto zabił.



Według mnie słabym punktem tej książki była małoznacząca rola „Odesby”. Spodziewałam się tego, że wątek jednak się rozwinie. Szkoda, że autor nie poszedł jednak krok naprzód i nie pociągnął go dalej. Według mnie nadałoby to całej opowieści swoisty charakter. Sama jestem zwolenniczką łączenia epok i według mnie takim świetnym połączeniem byłoby właśnie większe nawiązanie do czasów PRL-u.

Kolejną rzeczą, która nie spodobała mi się w książce były rozterki wewnętrzne Szackiego. Jak dla mnie spowodowało to tylko swoiste rozmemłanie tej postaci. Przez to wiele stracił w moich oczach. Dla mnie były to nic nieznaczące dywagacje i wyrzuty sumienia. W pewnym sensie niegodne prawdziwego mężczyzny.

Jakże mogłabym zapomnieć o mojej drugiej ulubionej postaci, czyli Olegu Kuzniecowie. Osobiście bardzo ubolewam nad tym, że nie odegrał on tak znaczącej roli w całej opowieści, jakiej oczekiwałam. Jednakże zapisał się dość pozytywnie w mojej pamięci. Zresztą był to godny przeciwnik w rozmowach i potyczce na cięte riposty z Szackim. Ich przekomarzanie się nadało swoisty charakter tej książce. Za co jestem wdzięczna autorowi.

Osobiście popełniłam wielki błąd, ponieważ- jak wspomniałam wcześniej- najpierw obejrzałam film, a dopiero potem przeczytałam książkę. Wszystko to spowodowało, że znałam rozwiązanie tej zagadki, zanim po książkę sięgnęłam. Nie zmienia to jednak faktu, że książkę czytało mi się z niezwykłą przyjemnością. Przeczytałam ja w rekordowym czasie, chociaż za wiele go nie miałam. Według mnie książka warta tego, aby zarwać noc.

Podsumowując, Uwikłanie to książka godna polecenia. A w ten letnio- wakacyjny czas wręcz niezastąpiona. Z całą swoją mocą serdecznie polecam. Jak dla mnie nie ma nic lepszego.

Komentarze