Dla tych, którym zależy…

Jeżeli chodzi o książki, to czasami mam tak, że któraś zwróci moją uwagę swoją ciekawą okładką. Tak było przy okazji lektury książki Agnieszki Tomczyszyn zatytułowanej Prawo pierwszych połączeń. Okładka jest naprawdę wyjątkowa. Przedstawia ona bowiem kilkoro młodych ludzi bawiących się na plaży przy świetle zachodzącego słońca. Osobiście od razu skojarzyła mi się z latem, wakacjami. Pomyślałam, że książka z pewnością nadaje się na takie letnie popołudnie, by odpocząć od zabiegania i problemów. Książka pomaga w zrelaksowaniu się – jednak to nie jest jej wyłączna zaleta.


Kolejną rzeczą, na którą należy zwrócić uwagę jest tytuł. Moim zdaniem jest to wizytówka książki, ale nie powinien on za wiele zdradzać. Powinien pozostawiać czytelnikowi trochę miejsca na swobodną interpretację. Moim zdaniem autorka świetnie dobrała tytuł do swojej książki.


Jednak przejdźmy do sedna sprawy. Otóż książka jest opowieścią o grupie młodych ludzi, którzy uczestniczą w zagranicznym obozie językowym.


Świat to za mało. To przesłanie zdaje się być myślą przewodnią kilkorga młodych indywidualistów, których losy splatają się przypadkowo na obozie językowym na Korsyce. Odkryją tam smak wolności i bezcenną wartość przyjaźni. Ich energia, walka o spełnienie marzeń i wiara w to, że można żyć inaczej a nie tylko podążać utartymi schematami jest zaraźliwa.


W mojej opinii książka przeznaczona jest dla młodzieży, jednak wydaje mi się, że zarówno Ci starsi, jak i ci młodsi z pewnością znajdą w tej książce coś dla siebie.


W moich marzeniach o wielkiej karierze nie brałem pod uwagę żadnych przeciwności losu. Samo wyobrażenie ich spełniania było niewątpliwie przyjemniejsze niż faktyczna realizacja, bo w porównaniu z rzeczywistością były jak wykład coachingowy: piękne, ale teoretyczne. W ramach wyobraźni wszystko wydaje się możliwe, ale gdy trzeba faktycznie ruszyć cztery litery, nie jest już tak prosto.


Książka oprócz tych bardziej „wizualnych” zalet posiada także świetnie prowadzoną narrację. Bowiem narratorem jest tutaj nastoletni Jonasz, któremu raczej nie przypadł do gustu pomysł z wyjazdem aż na Kostarykę, aby zamiast odpoczywać w wakacyjne dni – uczyć się języka angielskiego. Jednak dzięki tej wyprawie w jego życiu zachodzą pewne zmiany, dzięki którym ma się więcej motywacji do działania.


Gdyby w moim życiu nie pojawiły się wtedy postaci z krwi i kości, które potrafiły zmotywować mnie do działania, pewnie wtopiłbym się ponownie w świat, stanowiący dotąd moją sferę komfortu. Świat, w którym nie było fajerwerków, ale było bezpiecznie i znajomo. Dystans między marzeniem a jego realizacją okazał się długi i kręty. Trochę jak korsykański survival, ale z czasem adrenalina buzująca w żyłach dała mi siłę do walki, o jaką to moc sam bym się nie podejrzewał. Każda kolejna przeszkoda była tylko następnym płotkiem do przeskoczenia.  A jeśli wydawała się nie do pokonania, udawało się zrobić podkop i przepełznąć pod spodem.


Powieść jest niezwykle lekka i naprawdę szybko się ją czyta. Z pewnością skłania do refleksji odnośnie spełniania własnych marzeń i dążenia do obranych celów. Tak jak wspomniałam wyżej książka przeznaczona dla nastoletnich czytelników, ale myślę, że spodoba się także pozostałym grupom czytelników. Jest doskonała na letni czas. Polecam ją z całego serca.


Za możliwość przeczytania książki chciałabym serdecznie podziękować Wydawnictwu MG.

Komentarze