Ludzkie życie jak domino…

Kiedy wpadła mi w ręce najnowsza książka Michała Piedziewicza zatytułowana Domino, na początku kompletnie nie wiedziałam, co mam o niej sądzić. Początkowo nie mogłam się odnaleźć się w tej książce. Być może dlatego, że jest to kontynuacja losów bohaterów książki Dżoker, której nie miałam – jak dotąd – okazji by przeczytać. Możliwe, że właśnie z tej swoistej nieznajomości losów głównych bohaterów, tak trudno było mi „wgryźć się” w całą historię. Jednak po jakimś czasie nawet mi się spodobała i później czytałam ją z większym zaciekawieniem.


Domino to opowieść o pokoleniu, któremu wojnę wypowiedziała historia. O najtrudniejszych wyborach, niezwykłej woli przetrwania oraz niespodziankach, jakie sprawia miłość.


Akcja powieści rozgrywa się w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku w Gdyni. Dzięki czemu czytelnik ma okazję zaobserwować zmieniające się na przestrzeniu wydarzeń historycznych życie codzienne w mieście. Główni bohaterowie to przede wszystkim Łucja Wilczyńska, jej córka Anna oraz Konstanty Kotkowski.


To co najbardziej przypadło do gustu i jednocześnie zaskoczyło było ukazanie rzeczywistości z punktu widzenia kilku osób. Autor stworzył taki stan rzeczy dzięki przekazaniu narracji bohaterom – Kostkowi, Anusi i Łucji, a także na końcu opowieści – Adamowi.


Łucja niemal ciągle porównuje czasy, w których przyszło jej żyć z okresem przedwojennym. Za każdym razem stwierdza, że kiedyś było lepiej. Najbardziej szkoda jej własnych dzieci, które zmuszone są przystosować się do realiów, jakie panują w socjalistycznej Polsce i żyć najlepiej jak umieją. Jej dzieci obierają różną drogę. Największą niespodziankę sprawiła jej jednak córka, która wstąpiła do partii komunistycznej, przez co dochodzi między nimi do wielu kłótni na ten temat. Łucja swoje spostrzeżenia oraz przemyślenia umieszcza w listach do swojego męża Krzysztofa. Opisuje mu niemal słowo w słowo wydarzenia dnia codziennego.


Teraz wróciła do pisania i po pierwszych jesiennych, zimowych wprawkach, rozpisała się na dobre. Byle konkretnie, byle bez poezji, kawa na ławę i proza życia. Swoją drogą dzięki temu jej pisaniu – gdy zrozumiała to pewnego dnia, to aż oblizała wargi z emocji – stawali się sobie z Krzysztofem bliżsi, niczym nareszcie stare dobre małżeństwo, oddane sobie i doskonale siebie rozumiejące, niemające przed sobą tajemnic.


Jednak w tych trudnych dla bohaterów czasach nie zabrakło miejsca na miłość i szczęście. Główni bohaterowie mają bowiem świadomość z ich ulotności, dlatego pragną wykorzystać je jak najlepiej.


Moim zdaniem autor w swojej powieści próbuje w pewien sposób rozliczyć się z pamięcią o drugiej wojnie światowej oraz o brutalnych czasach PRLu. Zmusza tym samym czytelnika do refleksji na temat realiów jakie panowały w tych czasach, kiedy o przetrwanie trzeba było nieustannie walczyć. Chroniąc swój byt i swoich bliskich ludzie potrafili zrobić naprawdę zaskakujące rzeczy. W mojej opinii te trudne warunki wzmacniały tylko charakter tych osób, przez co potrafili przetrwać naprawdę wiele.


Podsumowując swoje rozważania, chciałabym podkreślić, że książka autorstwa Michała Piedziewcza jest niebanalną opowieścią, chociaż jednocześnie bardzo emocjonującą. Ukazuje ona losy osób, którym udało się przeżyć drugą wojnę światową, po to, aby „wpaść” w szarą rzeczywistość PRLu. Jednak nie zmienia to faktu, że powieść zasługuje na szczególne uznanie i polecenie. Dzięki temu można nieco się uwrażliwić.


Za możliwość przeczytania książki chciałbym podziękować Wydawnictwu MG.

Komentarze