Przejdź do głównej zawartości

Recenzja książki 'Ja, Fronczewski'

Ja, proszę pana, w ogóle nie jestem materiałem na książkę. Nie ma we mnie takiego przekonania, żebym miał coś istotnego do powiedzenia światu. Czy komukolwiek zresztą. Wywiad rzeka? Strumyk raczej. Jakaś strużka marna. Dobrze będzie, jak pan szesnaście stron uzbiera. Kajecik chudy. Tylko właściwie po co? Co komu po tym?


Tak zaczyna się niezwykła książka- rozmowa Piotra Fronczewskiego i Marcina Mastalerza, czyli Ja, Fronczewski. Przyznam szczerze, że zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Nie jest to bowiem zwykła rozmowa. Ma się przeświadczenie, że jest to raczej przyjacielska rozmowa, a nie tylko służbowa konieczność. I to właśnie dzięki temu książka zyskuje na znaczeniu.


Nie poznałam nigdy Piotra Fronczewskiego osobiście, więc nie mogę nawet przypuszczać jaki jest na co dzień, ale wrażenie, jakie odczułam po przeczytaniu książki, jest takie, iż jest to człowiek bardzo charakterystyczny, z zasadami. Przeze mnie jest kojarzony przede wszystkim z rolą Pana Kleksa. A to przede wszystkim dlatego, że w dzieciństwie zaczytywałam się w książce Akademia Pana Kleksa i gdybym miała okazję, to chętnie zostałabym uczennicą jego akademii, oczywiście w sytuacji, kiedy dziewczyny miałyby taką możliwość. Jak dla mnie, Piotr Fronczewski był niemal tworzony do tej roli. Zresztą nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł go zastąpić. Prawdę powiedziawszy, jego kreacja aktorska spowodowała, że tym bardziej zaczęłam odbierać przesłanie książki. Nie tylko jako barwną rzeczywistość, ale także wyciągając z niej wnioski na przyszłość.


Aktor wyczynowiec, który zagrał w życiu kilkaset ról, w każdą wkładając całe swoje mistrzostwo. Ale przede wszystkim ciepły, skromny człowiek, patrzący na swoje dokonania z dystansem i przymrużeniem oka.


Piotr Fronczewski opowiada o swoim życiu bardzo szczerze. Nie ukrywa, że niektórych rzeczy, sytuacji może nie pamiętać, czy postrzega je współcześnie w zupełnie innym kontekście. Komentuje swoje przeżycia, czym chce naprowadzić Czytelnika na właściwą drogę. Całość zwierzeń jest niezwykle uporządkowana. Brakuje tutaj nagłych wybiegów w przyszłość i równie nagłych retrospekcji. Dzięki czemu z Czytelnik łatwością może wszystko dokładnie prześledzić.


Ba. Rzecz w tym, że ja chyba w ogóle nie jestem interesującym człowiekiem. Ja, proszę pana, jestem cały z niepewności. Z lęku. Różnych smutków, smuteczków, melancholii i zadumy. Taki przypadek.


Jak widać wyraźnie, Fronczewski podchodzi do samego siebie z lekkim dystansem. Nie oczekuje pochwał i gloryfikacji za to, że jest wspaniałym aktorem. Tak o sobie nie myśli.


Holoubek często powtarzał, że jak Fronczewski idzie do teatru, to wygląda jak jakiś księgowy z teczuszką, na którego nikt nie zwróciłby uwagi. I rzeczywiście ja, idąc do teatru, tak się właśnie czuję. Jak najzwyklejszy w świecie człowiek, który idzie po prostu do pracy. Tyle tylko, że chociaż uprawiam ten zawód dłużej, niż pan żyje na świecie, to ilekroć przygotowuję się do nowej roli, czuję się tak, jakbym robił to po raz pierwszy w życiu. Ten sam lęk. Niepewność. Trema jak przed debiutem.


Książkę Ja, Fronczewski czyta się bardzo dobrze. W pewnym momencie nawet ma się wrażenie, że jest się uczestnikiem tej rozmowy, a nie tylko biernym odbiorcą. Książka jest godna polecenia. Zarówno dla tych, którzy pragną dowiedzieć się czegoś nowego o wybitnym polskim aktorze.


Czy jest coś, co w tej książce co mi się za bardzo nie spodobało? Chyba nie ma takiej rzeczy. Nic nie poprawiłabym w tej książce. Bo, czy jest w ogóle sens, aby poprawiać komuś życiorys, jego wspomnienia?


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki Ja, Fronczewski bardzo chciałabym podziękować Wydawnictwu Znak

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

KOROWÓD- Jakub Małecki [RECENZJA]

  T ej książki nie da się ocenić w kilku słowach. Myślę, że gdyby się pokusić o jej recenzję, to powstałby pewnie dość sporych rozmiarów esej. Uspokoję, aż tak długiej recenzji nie przygotowałam, dlatego liczę, że zostaniesz ze mną do ostatniego zdania. Dzisiaj chciałabym opowiedzieć trochę o najnowszej powieści Jakuba Małeckiego, czyli o „Korowodzie” . Od razu zacznę, że przed premierą było bardzo mało informacji na temat fabuły książki. Nawet na okładce powieści brak jest jakichkolwiek opisów lub fragmentów, jak to ma miejsce zazwyczaj. Nawet sam fakt, ze egzemplarze powieści nie trafiły do recenzentów wcześniej i tak naprawdę wszyscy zainteresowani czytelnicy zyskali do niej dostęp w tym samym czasie. Wszystko to wynika z faktu, że autor nie chciał narzucać czytelnikowi sposobu interpretacji tej powieści. Chciał, aby każdy czytelnik zinterpretował ją na swój sposób. Aby „wyciągnął” z tej powieści te wartości, które są mu najbliższe. Moim zdaniem była to bardzo dobra decyzja,...

Hanya Yanagihara- Małe życie [RECENZJA]

Wreszcie po prawie czterech latach od premiery książki „Małe życie „ autorstwa Hanya Yanagihara w Polsce zdobyłam się na odwagę, aby ją wreszcie zrecenzować. Gwarantuję Wam jedno – jest to książka wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Podobnej na rynku wydawniczym na pewno nie znajdziecie. Szczerze mówiąc lektura tej książki do najłatwiejszych nie należy. Po pierwsze czytelnika może przerażać przede wszystkim jej rozmiar – jest to ponad 800 stron naprawdę świetnej literatury. Po drugie, na samym początku bardzo ciężko jest „wgryźć się” w całą historię. Przez pierwsze 100-150 stron można odnieść wrażenie, że powieść to typowy książkowy gniot, który niczego sobą nie reprezentuje. Jednak, kiedy przebrnie się przez tą – w mojej opinii – najtrudniejszą cześć, to dalsza lektura książki jest największą przyjemnością. W powieści zostały opisane losy czterech przyjaciół – Willema, Jude’a, JB i Malcolma. Pomimo tego, że każdy z nich jest inny – mają różne temperamenty, wykonują różne zaw...

ZAGADKA WEST HEART- Dann McDorman [RECENZJA]

  Takiej powieści na pewno nie czytaliście! Jestem o tym wręcz przekonana. Dzisiaj chciałabym opowiedzieć trochę o swoich wrażeniach po przeczytaniu książki „Zagadka West Heart”. Po pierwsze musicie wiedzieć, że to powieść kryminalna zupełnie inna niż wszystkie. Owszem mamy tutaj do czynienia z morderstwem oraz próbą odnalezienia zabójcy. Natomiast sama konstrukcja powieści jest zupełnie inna niż tak, do której zostaliśmy przyzwyczajeni przez autorów piszących w tym gatunku. To coś innego i tym samym zaskakującego czytelnika, że naprawdę nie sposób oderwać się od pierwszej strony. Akcja powieści toczy się w klubie myśliwskim West Heart, gdzie przybywają w pewien lipcowy weekend jego członkowie, aby oddać się tradycyjnym zajęciom (czyt. polowaniom i licznym bankietom) i miło spędzić letni czas. Członkowie klub są naprawdę różni. Nie tylko pod względem majętności, ale także pod względem wyznawanych wartości, czy filozofii życia. Wśród uczestników wydarzeń znajdziemy zatem prezesa...